Wielki natłok powtarzających się recenzji

Ostatnio w swojej skrzynce mailowej znalazłam zaproszenie na premierowy pokaz filmu "Gość". Bardzo mnie zdziwiło, że znalazłam się w gronie (zapewne dużej ilości) zaproszonych. Nie prowadzę bloga regularnie i nie dążę do ogromnej popularności, a jakoś mnie znaleźli... Nie wybrałam się na ten film z dwóch powodów. Po pierwsze terminy i godzina mi nie odpowiadały, po drugie nie byłabym w stanie zmusić się do szybkiego napisania recenzji. Po jakimś czasie przeglądam internet i widzę kilka bardzo podobnych do siebie tekstów zachwalających ten film.


Ta sytuacja przypomniała mi rozmowę z Suzarro na temat pisania recenzji filmów kinowych. Żadna z nas nie lubi pisać "na bieżąco" za każdym razem, gdy wyjdzie z kina. Dla Suzarro bycie na czasie jest nudne i ma dość czytania podobnych tekstów, które pojawiają się w ciągu kilku dni od premiery. Ja z kolei mam tak, że po obejrzeniu nowego filmu wolę go z kimś "przegadać" niż o nim napisać. Z resztą, gdy przeglądam po seanse opinie to zawsze irytuje mnie to, że niektórzy recenzenci próbują udawać, że znają się bardzo dobrze na kinie.

Obserwując recenzje filmowe dochodzę do wniosku, że teraz panuje jakaś wzmożona moda na oglądanie premier. Większość zdecydowanie czuje obowiązek napisania recenzji o filmie, który właśnie wszedł na ekrany kin. A jeśli to film, na który świat czeka od kilkunastu miesięcy, to tym bardziej trzeba pisać. A już w ogólne trzeba napisać, jak zapraszają na pokaz przedpremierowy. I musi być to koniecznie w dniu premiery, najpóźniej na drugi dzień. Trochę tutaj ironizuję, ale jak przyjrzałam się dziesięciu blogom, to ponad połowa piszę o tym samym filmie. Żeby nie było, nie mam z tym żadnego problemu :) Mój blog nie jest nastawiony na nowości. Podążam własną ścieżką kulturalną i nie zamierzam jej porzucać na rzecz mody czy popularności.

Zastanawia mnie tylko czy pisanie o każdej nowości na sens. Na własnym przykładzie wiem, że jak napiszę o czymś nowym, to odzew jest mały, wiele osób filmu jeszcze nie widziało. Dowiaduję się tylko, że chętnie go zobaczą. I nici z dyskusji. A przecież piszmy, bo chcemy dyskutować, a nie czytać pochwały. A ciekawa dyskusja może się wywiązać nawet jak się filmu nie widziało, ale o tym się raczej zapomina. Z drugiej strony, jak trafnie zauważyła Suzarro, jak przeczyta się tyle podobnych recenzji, to samemu nie chce się już pisać i komentować, bo ma się wrażenie że nic się nie ma do dodania.... Inaczej ma się sprawa, gdy w grę wchodzi popularność i liczba obserwujących. Im bardziej znany blog, tym więcej komentarzy i odnośników do innych recenzji. Można pisać, dyskutować i jest super. Tyle że w takiej sytuacji śmieszą mnie niektóre bardzo rozbudowane recenzje, jakby piszący chcieli się pochwalić całą swoją filmową wiedzą. A wcześniej pisali bardzo ciekawe testy, które wychodziły poza ramy klasycznej opinii. Co za dużo, to nie zdrowo. Gdzieś zniknął umiar :) I popularność uderza do głowy.


Na szczęście w moich obserwowanych blogach po prawej stronie są zawsze ciekawe recenzje do przeczytania :) Niektórych śledzę od samego początku i widzę jak zmienia się i kształtuje ich styl pisania recenzji. Te obserwacje wynikają z mojego wykształcenia i nie jestem w stanie tego powstrzymać :)

Tyle w takim temacie. A dodam jeszcze, że na portalach filmowych coraz częściej natrafiam na recenzje, które ciężko zrozumieć (tutaj wzorcem są Ł. Muszyński i M. Walkiewicz z Filmwebu - ich tekstów nie potrafię przetrawić). Wolę więc czytać recenzje użytkowników, a nie redakcji. Niektórzy filmoznawcy z wykształcenia jeszcze nie wbili sobie do głowy, że pisząc recenzję powinni używać bardziej przystępnego języka, zrozumiałego dla wszystkich. W ogóle o zmianach Filmwebu powinnam napisać oddzielną notkę...

Koniec teorii. Następnym razem będzie o przygodach w Sródziemiu... :)

Komentarze

  1. To ja ci napiszę jak wygląda to z mojej perspektywy :) Tak zupełnie na luzie, wiem, że jesteś otwarta na różne opinie, więc na pewno przyjmiesz na luzie taką małą kontrę :)
    Najnowszy przykład. Nie jestem fanką Nolana, ale dostaję zaproszenie i myślę "a czemu nie?". Podobno największy faworyt Oscarów, mam czas żeby pójść, więc dlaczego nie skorzystać z darmowej wizyty w kinie? Jeszcze najczęściej mogę z sobą kogoś zabrać, sprawiam znajomym frajdę - czemu nie? Po seansie mam milion myśli, wracam do domu, siadam do recenzji, 20 minut czasem 30, wrzucam recenzję i już. Nie widzę w tym nic złego. Oczywiście jak pewnie wszyscy nie korzystam z każdego zaproszenia, a jeśli chodzi o recenzję nikt nie każe ich pisać od razu :) Ja tak mam, że po seansie od razu piszę na świeżo, jestem przepełniona filmem, wtedy pisanie idzie łatwo i szybko idzie. Po prostu wylewam na ekran wszystkie moje myśli, które miałam po wyjściu z kina :) Nie rozumiem zupełnie co jest z tym nie tak. Chodzi o to, że masz potem spam takich samych recenzji, to jest problem ;) ? Są filmy, o których się mówiło, ale do dzisiaj ich nie widziałam, są filmy, które widziałam i o których jest głośno i o których wszyscy rozmawiają, bo np/ wzbudzają kontrowersje i każdy o nich mówi jak teraz "Interstellar", nie widzę w tym nic złego ani nawet dziwnego. Jakoś nie czuję o co chodzi z "modą na oglądanie premier", ludzie chodzą do kina nie od dziś, chodzą na to co leci, a co piątek są nowe filmy, więc chodzą na nie ;) Szczerze mówiąc w tej chwili kojarzę tylko jeden blog filmowy nastawiony na nowości gdzie rzeczywiście są prawie tylko recenzje premier, większość piszę raz o tym raz o tym, ale może czytamy inne blogi :) Ja z kolei widzę ogromne zainteresowanie premierami u siebie, mają najwięcej wejść, a komentarze w normie :) To taki mój punkt widzenia jako osoby, która recenzuje nowości :) Oglądam mnóstwo starego kina, oglądam to na co mam ochotę, oglądam też premiery, bo jestem wielu filmów ciekawa i jak mówię nie czuję o co chodzi z tą modą na premiery, o której piszesz. Tak jeszcze wspominasz o tych rozbudowanych recenzjach gdzie ludzie popisują się wiedzą filmową i sama zaczęłam zastanawiać się nad moimi premierowymi recenzjami czy coś może zostać tak odebrane, nie wiedziałam, że ktoś tak na to patrzy. Nie wiem jak inni, ale ja siadam po seansie i piszę co mi przyjdzie do głowy :) Tak jak teraz :) No, ale za to w zupełności zgadzam się z recenzjami napisanymi w tak nadęty sposób, że bawią i nie da się ich czytać. Tragedia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha o boże!!!!! To chyba mój rekord. Mam poważny problem z pisaniem konkretów, piszę każdą swoją myśl i potem wychodzi coś takiego - mam nadzieję, że nie uśniesz w połowie ;)

      Usuń
    2. Jejku, gotowy tekst w 30 minut? Podziwiam, nigdy nie udało mi się zejść poniżej godziny.

      Usuń
    3. Nie usnęłam w połowie :) To bardzo ciekawe co piszesz :) Po raz kolejny zaznaczę, że nie mam z tym żadnego problemu. Po prostu spisałam tylko moje obserwacje. Ja też chodzę na premiery, też oglądam dużo filmów itp. Chodzi tu o zmianę w pisaniu, a raczej o zmianę kierunku prowadzenia blogów - z autorskich, w bardziej powszechne. Przeglądając internet mam po prostu wrażenie, że wszyscy piszą o tym samym, w tym samym czasie.

      Usuń
    4. Prawda jest taka, że zawodowo nie będę z tym zupełnie związana, blog to takie miejsce gdzie po seansie wyrzucam swoje myśli i moje recenzje są pisane raczej prostym językiem. Nie wyginam się by było to elokwentnie i błyskotliwie napisane. Siadam i piszę moje odczucia, tak od serca :) Może to niefachowe, ale taki mam nazwijmy to styl ;)

      Rozumiem (tak odczuwam to co piszesz), że chodzi o to, że ktoś zapomina o swoim guście, wkładzie, o tym co lubi i skupia się tylko na premierach. Przyznaję, że po twoim tekście trochę zaczęłam patrzeć ostatnie dni na to i rzeczywiście dostrzegłam takie blogi gdzie po pojawieniu się gdzieś filmu błyskawicznie pojawia się recenzja. Wcześniej zwyczajnie nie zwracałam na to uwagi i tak nie do końca czułam o co ci chodzi :)

      Usuń
    5. Blog autorski to nie blog zawodowy. Nie to miałam na myśli. Chodziło mi raczej o zmianę w stylu pisania. Dla przykładu: tak jak byś Ty w pewnym momencie zmieniła swoje recenzje napisane w szybkim czasie, na długą, poważną opinie o filmie, z mnóstwem odniesień do historii filmu i kultury. Ja jestem z wykształcenia filologiem, więc łatwiej mi to wychwycić ;)

      "ktoś zapomina o swoim guście, wkładzie, o tym co lubi i skupia się tylko na premierach" - nie to konkretnie miałam na myśli. Wyobraź sobie, że ja w pewnym momencie, prócz tego, co zwykle pojawia się na moim blogu, zaczynam pisać bardziej naukowo, skupiam się na całej kulturze i recenzuję co trzeci nowy film chwaląc się wiedzą. I przybywa mi gości. Wtedy byś dostrzegła różnicę :)

      Usuń
  2. Ja mam bardzo złe doświadczenie w tej materii, bo są osoby, które jeżdżą po ludziach, którzy lubią pisać o filmach. Z tym, że nie po studiach, a po prostu dla siebie, z własnej perspektywy. Natrafiłam kiedyś na stronę, która głosiła coś w stylu "beka z ludzi, którzy piszą dyletanckie blogi filmowe, żeby współpracować z dystrybutorami". Przy czym, ci rzekomi dyletanci są pierdyliard lepsi od znawców, którzy w żadnym swoim tekście (a miałam z nimi do czynienia) nie potrafili a) wdrożyć mnie jako widza w film b) powiedzieć pokrótce czy warto na niego się wybrać. I to nie są odosobnione przypadki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja aż z takimi przypadkami nie miałam styczności, ale domyślam się, że coś takiego jest dość powszechne. Czasy się zmieniają, więc i blogowanie też. Szkoda, że w niektórych przypadkach na gorsze.

      Usuń
  3. Bardzo podoba mi się to "podążanie własną ścieżką kulturalną ..."; sama mam tak samo. W dodatku też nie potrafię pisać o filmach zaraz po ich obejrzeniu, najszybciej pisze po kilku dniach, ale z reguły to po tygodniach, a często po miesiącach. Nie czytam też recenzji filmowych premier, bo rzadko mnie interesują, choć pojawią się bardzo często. Analogiczna sytuacja występuje na blogach książkowych - mnóstwo tych samych książek, nowości oczywiście...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że nie tylko ja prowadzę własne zapiski z podróży kulturalnych :) Ja już nie czytam recenzji filmowych premier. Wolę przejrzeć opinie jak już wyrobię sobie własne zdanie po seansie. Ja z reguły spisuję swoje refleksje po kilku dniach jak już przeanalizuję film w głowie lub go z kimś przegadam. Wtedy mam spójną recenzję. Blogi książkowe - zgadzam się :) Mnie rzadko się zdarza przeczytać jakąś nowość wydawniczą od razu po zakupie. Zwykle stoi jakiś miesiąc lub dwa na półce..

      Usuń
  4. Jako osoba, która niegdyś pracowała w pewnym popularnym portalu filmowym i musiała to robić (tj. pisać recenzję jak najszybciej po pokazie prasowym), stwierdzam - czasem to łatwe, czasem bardzo trudne. Są filmy, które wymagają przemyślenia, ułożenia, dystansu (i wtedy to tragedia, że trzeba o nich napisać zaraz-teraz), są takie, o których pisze się bez problemów, są takie, przy których właściwie w ogóle nie bardzo jest o czym pisać (te są w pewnym sensie najlepsze - można napisać co się chce, zjechać, porównać do klasyki gatunku, wyzłośliwić się, możliwości jest mnóstwo).

    Ogólnie chyba takie czasy nadeszły, że newsy żyją góra dwa dni, więc ludziom się wydaje, że powinni jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, dziś wszystko musi być publikowane szybko, najlepiej na wczoraj. Tylko nie zawsze się to sprawdza. A raczej nie u każdego. Pamiętam, że na zajęciach ze specjalizacji redaktorsko-medialnej dużo nam fachowcy mówili o czasie: macie deadline i to jest wasz priorytet. Takie czasy nadeszły, że wszystkiego zaczyna być za dużo, niestety.

      Usuń
    2. O, ciekawa opinia kogoś kto zajmuje się tym zawodowo :) Nawiązując do rozmowy wyżej, pewnie dlatego teksty zajmują ci więcej czasu - po prostu traktujesz to poważniej niż ja. Macie rację z tymi newsami. Klaudyna, a z ciekawości (chyba, że nie chcesz się dzielić tą informacją - sory, że tak dopytuję:) co studiujesz (/studiowałaś?) . Ja studiuję na kierunku ścisłym, więc zawsze mnie fascynują w pewien sposób osoby, które wybrały humanistyczną ścieżkę (o której zawsze marzyłam, ale w końcu wybrałam tak zwany "dobry kierunek, po którym jest praca" głównie pod naciskiem rodziny).

      Usuń
    3. Teksty zajmują mi więcej czasu, bo taki mam styl pisania. Nie dlatego, że traktuję pisanie tutaj poważnie. Nie każdy ma dar szybkiego tworzenia :)
      Ja studiowałam polonistykę - stąd moje obserwacje. Zajmuję się też korektą, mam zrobiony kurs pisarski, więc automatycznie widzę jak ludzie piszą.

      Usuń
    4. To akurat pisałam do kaczejzupy, która wspomniała, że zawodowo pisze recenzje i pisze ok. godziny, ale każda wypowiedź jest ciekawa. Jeśli chodzi o to czym się zajmujesz - wow imponujące! :) Zazdroszczę, że się tym zajmujesz, w takim momencie czuję się zawstydzona na myśl ile błędów widzisz czytając mój tekst :D Może w drugim życiu odważę się pójść za głosem serca i uczyć pisania, a potem próbować coś na tym zarobić :) Udało ci się może wydać coś swojego? :)

      Usuń
    5. "Teksty zajmują mi więcej czasu, bo taki mam styl pisania."- chyba mogę Ci przybić piątkę. A odnośnie mojego wcześniejszego postu- oj miałam do czynienia z ludźmi z tzw. wyższej półki, którzy gardzili mainstreamem i oglądali filmy, których nigdy bym nie zrozumiała :D.

      Usuń
    6. Pocahontas: O faktycznie się zagalopowałam ;) Za szybko przeczytałam komentarz ;) Jeszcze nic swojego nie wydałam, ale jestem w trakcie pisania, więc kto wie jak to się potoczy...

      Suzarro: przybijamy piątkę :D "Ludzie z tzw. wyższej półki" - genialne stwierdzenie ;) Ja spotkałam opinie ludzi, którzy gardzą jakimś tam gatunkiem filmowym, choć nie widzieli żadnego filmu by tak stwierdzić. Niezrozumiałe filmy - to mi przypomina zajęcia ze studiów, gdzie oglądaliśmy filmy. Prowadzący próbował nam wytłumaczyć o co chodzi w "Zagubionej autostradzie" Lyncha. Jego wypowiedz była tak zagmatwana, że straciłam zainteresowanie twórczością reżysera :)

      Usuń
    7. Zaraz, bo już się pogubiłam - Pocahontas, pytasz, co ja studiowałam? :)

      Usuń
    8. Niee :) Już nic nikogo nie pytam, wszystko co chciałam się dowiedziałam :D Mój błąd, następnym razem będę precyzować :)

      Usuń
  5. Fajnie, że wywołałaś taki temat. Masz dużo racji w swoich obserwacjach. Napiszę jak ja to widzę. Nie mam nic przeciwko temu, że tak się dzieje: że dystrybutorzy zapraszają na pokazy, a blogerzy piszą potem całkiem szybko recenzje. Pewnie gdybym mieszkała w Wa-wie sama bym korzystała z tych zaproszeń, choć nie ze wszystkich. U mnie problemem jest czas. Zaraz po powrocie z kina nie jestem w stanie usiąść, zebrać myśli i napisać recenzji. Czasem nie mam na to czasu przez kilka dni, a czasem zwyczajnie nie mam weny. I np. ostatnio przy Zaginionej dziewczynie czy wcześniej przy Mieście 44 moje recenzje ukazały się w czasie dość odległym od premiery, więc pisałam, że nie wiem czy kogokolwiek jeszcze one zaciekawią. Bo jest właśnie tak, że mając do czynienia z wysypem recenzji tuż po premierze danego filmu, ten kto pisze o nim jakiś czas później chyba nie ma już wielkich szans na znalezienie czytelnika. I tak jak mówię, nie przeszkadza mi ten wysyp, po części zgadzam się tu z Pocahontas, ale osobiście wolę czytać recenzje starszych filmów i wszelkie inne teksty okołofilmowe. Zwłaszcza, że recenzji nowości lepiej unikać jeśli się jeszcze samemu filmu nie widziało. To takie moje przemyślenia bez ładu i składu ;)

    P.S. Właśnie powinnam recenzować Obywatela obejrzanego 5 dni temu....;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też to specjalnie nie przeszkadza :) Po prostu zastanawiam się nad tym zjawiskiem - dążenia do popularności, a jednocześnie powtarzania tych samych tekstów. To w pewnym momencie zrobi się nudne :) Ja też mam problem z czasem. Jak już przemyślę film, przegadam go z kimś, to zwykle potem nie mogę znaleźć czasu na napisanie tekstu. Ja tam wolę czytać spóźnione recenzje nowości. Tak po prostu :)

      Obywatel pewnie potrzebuje jeszcze chwili przemyśleń ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty