Sztorm
"Kiedy ucichnie sztorm, nie będziesz pamiętała, jak go przeszłaś i jak to się stało, że przetrwałaś. Właściwie nie będziesz nawet pewna czy to już naprawdę koniec, ale o jednym możesz być absolutnie przekonana - gdy pokonasz nawałnicę, nie będziesz już tą samą osobą, którą byłaś, zanim nadszedł sztorm. O to właśnie chodzi w sztormach."
Haruki Murakami - Kafka nad morzem
![]() |
źródło |
***
Na sztormy składa się zwykle kilka czynników. Nie o wszystkich napiszę - pewne sprawy muszą zostać wyłącznie w mojej głowie i przeszkadzać mi w codziennej egzystencji ;) Odniosę się jednak do sprawy, którą udało mi się pokonać dzięki moim własnym ścieżkom kulturalnym.
Z perspektywy czasu wydaje mi się, że wszystko, co mi się przydarzyło było mi potrzebne. Wyrwało mnie z sytuacji, która mnie przytłaczała (a nie zdawałam sobie z tego sprawy) w bardzo niespodziewany i brutalny sposób. A wiadomo że jak wali się jedna rzecz, to lawinowo pociąga za sobą całą resztę.
W tamym roku musiałam się wyprowadzić. Teoretycznie prosta sprawa - ale nie jak ma się zwierzaka. W pewnym momencie zostałam postawiona przed faktem: albo znajdę nowy dom dla mojego kota, albo z dnia na dzień zostanę bez dachu na głową. Oddanie kota było bardzo trudną decyzją. Mimo że przekazałam Lulę w dobre ręce, gdzie ma jeszcze lepsze warunki do życia, to żałuję tego do dziś. Bo w takiej sytuacji jakość życia bez kota zdecydowanie się pogarsza.
A potem na pięć miesięcy wpakowałam się najgorszy układ mieszkaniowy w całym moim życiu. Choć początki niczego złego nie zapowiadały, to było kilkumiesięczna tortura, z której nie mogłam się tak łatwo wyplątać, jak się wplątałam. Kiedy ktoś zachowuje się w taki sposób, żeby pokazać ci, że cię nie akceptuje (i nie powie ci tego bezpośrednio, tylko daje to odczuć), to nie masz ochoty z takimi osobami przebywać - zwłaszcza jak nie zrobiło się nic złego.
To był okres, kiedy w pewnym momencie nie spędziłam żadnego dnia w domu na odpoczynku - takim kompletnym nicnierobieniu. Uciekałam z mieszkania przy każdej nadarzającej się okazji. Każdy tydzień skrupulatnie planowałam, a jak nic się nie działo, to kombinowałam by się wydarzyło. Spałam po kilka godzin, a każdy powrót do domu powodował uczucie ścisku w żołądku. Nerwowa atmosfera była coraz bardziej napięta, musiałam funkcjonować tak, by nie przeszkadzać innym, nie mogłam się wyspać z powodu głośnych imprez zza ścian, a potem nie miałam nawet dostępu do internetu. To wszytko było bardzo męczące i psychicznie wyczerpujące.
![]() |
źródło |
Przetrwałam to wszystko dzięki dobrej organizacji kulturalno-sportowo-towarzyskiej. Spotkania z bliskim i przyjaciółmi, wyjścia do kina, spacery z fotografią w tle i zajęcia sportowe dały mi motywację i nie pozwoliły zwariować. Nawet chodzenie bez sensu po sklepach było czymś lepszym niż siedzenie w domu.
Jednak najwięcej zawdzięczam pisaniu. To była moja prawdziwa ucieczka od gonitwy myśli. Przelewanie wszystkich negatywnych myśli na kartki, pisanie wątków powieści, dopracowywanie opowiadań, wymyślanie teksów na bloga - chyba jeszcze tak dużo, w tak krótkim czasie, nie stworzyłam. Oczywiście jeszcze nie udało mi się wpaść w codzienny nawyk pisania, ale stale nad tym pracuję - obecnie mam do tego warunki. Dzięki pisaniu odkryłam wiele ciekawych miejsc, gdzie można się zaszyć w kącie z książką i notatkami, lub posiedzieć z przyjaciółmi. Zrobiłam też coś, czego zwykle nie robię - pokazałam kawałek mojej twórczości jednej osobie, a ona zapytała kiedy przeczyta całość, bo zapowiada się ciekawie - motywacja wskoczyła na jeszcze wyższy poziom ;)
Raz, bez żadnego planu pojechałam sama na drugi koniec Polski nocnym pociągiem. Wracałam kilka dni później, też w nocy, ale bez miejsca siedzącego. To był prawdziwy hardcore i kompletnie nie w moim stylu, ale bardzo mi się to spodobało. Jak zrobi się troszkę cieplej, to pewnie to powtórzę ;)
***
Tak sobie myślę... można przewidzieć, że zbliża się sztorm, ale nie da się przewidzieć jego siły ani skutków. Mnie sytuacja życiowa mocno przemaglowała, choć w pewnych sytuacjach nie mogę się nadziwić własnej głupocie. Zdaję sobie sprawę, że ludzie bywają w gorszych sytuacjach, a ja się w swoją wpakowałam na własne życzenie - jednak wynikający z tej sytuacji stres miał mało przyjemne konsekwencje. Ale jak to mówią, wszystko jest po coś :)
Z powrotem mam ciszę i spokój. Mam też dookoła znacznie fajniejsze towarzystwo. I więcej chęci do działania :)
To chyba jedyny taki osobisty wpis. Kolejne będą bardziej kulturalne ;)
Życzę Ci Wesołych Świąt Wielkanocnych i głowa do góry bo po burzy zawsze świeci słońce ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! Wesołych Świąt Wielkanocnych :)
Usuń