Służące

Ten post miałam dodać już dawno temu. Jednak mamy rok przestępny i nie mogłam się oprzeć tej dacie ;) W końcu następna okazja trafi się za cztery lata, a nie wiem czy do tego czasu wytrwam w blogowaniu.
Dziś kilka słów na temat książki "Służące" i jej ekranizacji.


Jest to wciągająca i trzymająca w napięciu do samego końca opowieść o skomplikowanych relacjach między kobietami z amerykańskiego Południa, a także stereotypach, z którymi muszą się zmagać.

Kathryn Stockett stworzyła trzy wspaniałe kobiece bohaterki. Odwaga i determinacja, z jaką podjęły się swojego zadania, zapoczątkowały nieodwracalną zmianę w ich własnym życiu oraz w życiu mieszkańców miasta.

Choć akcja książki toczy się w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku na amerykańskim Południu, a temat segregacji rasowej wydaje się tu niezwykle istotny, jest to też zarazem ponadczasowa i uniwersalna opowieść o ograniczeniach, którym wszyscy podlegamy i które pragniemy znieść.

Książka budzi wiele emocji – od łez do śmiechu, a lekturze towarzyszy wyzwalające uczucie, że jeśli tylko odrzucimy strach, zmiana na lepsze zawsze okazuje się możliwa.

(źródło opisu:  http://www.iwoman.pl/popkultura/ksiazki/warto;przeczytac;sluzace,170,0,623274.html )


Narracja jest prowadzona z perspektywy trzech kobiet:

Aibileen to doświadczona służąca, która w domu państwa Leefolt zajmuje się wychowywaniem kolejnego dziecka. Ze swoimi pociechami nawiązywała bardzo silną więź i ciężko było jej patrzeć, jak dzieci które wychowała stają się tak samo bezwzględni jak ich rodzice. Mimo to przełykała gorzką pigułkę i dalej robiła swoje. Jednak śmierć syna przelewa szalę goryczy. Staje się bardziej odważna, wyczulona na każdą niesprawiedliwość.

Minny to całkowite przeciwieństwo spokojnej i odpowiedzialnej Aibileen. Są najlepszymi przyjaciółkami i  wspierają się wzajemnie w każdej sytuacji. Głównym problemem Minny jest jej niewyparzony język, przez który ciągle wpada kłopoty. Jej gadulstwo i popędliwość sprawia, że co raz jest wyrzucana z pracy i nie może znaleźć kolejnej. Udaje jej się jednak dostać posadę po za miastem, gdzie nikt jeszcze nie słyszał  o jej głośnych myślach, świetnym gotowaniu i mścicielskich zdolnościach... ;)

Skeeter wraca po studiach do domu, by zmierzyć się z dorosłym życiem i szukać pracy. Po czterech latach poza rodzinnym miastem zaczyna zauważać to, czego wcześnie nie widziała. Zaczyna dostrzegać jak jej rodzina oraz najlepsze przyjaciółki traktują swoje służące, ile w ich zachowaniach jest wywyższania się i pogardy w stosunku do pomocy domowej. Poza tym Skeeter buntuje się przeciwko zasadom koniecznego wyjścia za mąż w młodym wieku, urodzenia dzieci i zajmowaniu się domem (a raczej dyrygowaniem służbą).

Drogi tych trzech kobiet - dwóch czarnych służących i białej wykształconej dziewczyny, skrzyżują się ze sobą, gdy Skeeter podejmie się ryzykownego zadania, jakim jest napisanie książki o pracy czarnych służących w Jackson.

Emma Stone jako Skeeter 

Książka

Nie spodziewałam się, że ta książka mnie wciągnie. Od bardzo dawna nie przeczytałam nic, co by nie dawało mi spokoju przez kilka dni. Ostatnio miało sięgam po pozycje z literatury kobiecej, ale ta mnie od razu przyciągnęła i była gwiazdkowym prezentem :)
Po raz pierwszy zdarzyło mi się utożsamiać z książkowym bohaterem. Mimo, że akcja dzieje się w latach 60., to mam wrażenie, że pewne sytuacje nie są mi obce. Ale nie ma to nic wspólnego z posiadaniem służących ;)
Powieść wywołuje wiele pozytywnych emocji, uczy konspiracyjnych działań i grania na nosie tym, których się nie lubi. Daje nadzieję na lepsze jutro, nawet wtedy, gdy zostajemy z niczym i nie mamy żadnego awaryjnego planu.
Co ciekawe, zanim książka Kathryn Stockett została wydania, była odrzucana wielokrotnie (gdzieś przeczytałam, że około 60 razy). Nic, tylko pogratulować autorce wytrwałości. Boję się pomyśleć jak to będzie, gdy ja odważę się kiedyś wysłać swoją twórczość do wydawnictwa :)



Film

Najgorsza rzecz, jaką można zrobić tuż po przeczytaniu książki - obejrzeć jej ekranizację. To jest chyba zły moment, bo mając w głowie całą fabułę widzi się wszystkie zmiany, wycięcia... itp. Z perspektywy czasu nie byłabym tak czepialska, gdybym pamiętała mniej szczegółów. Oczywiście nie mogłam się powstrzymać. Ale do rzeczy.
Mimo wielu, choć nie tak bardzo drastycznych, zmian w fabule, film mi się podobał. I na pewno do niego nie raz wrócę. Na pochwały zasługuje obsada: kobiece aktorstwo jest tu na wysokim poziomie. Bardzo rzadko się zdarza, by powstał film z tak dużą liczbą dobrych aktorek. Nagrody i nominacje w pełni zasłużone. Świetna Emma Stone, Viola Davis, Bryce Dallas Howard i Octavia Spencer. Jedynie mi nie pasowała nominacja do Oscara Jessiki Chastain za rolę Celii Foote. Ta postać była w książce jedną z moich ulubionych postaci, a w filmie jest jej strasznie mało. Aktorka nie miała wiele do popisu, choć to co zaprezentowała w kilku scenach było ciekawe.
Mimo, że w filmie nie ma wiele akcji, fabułę śledzi się z zapartych tchem. Czy knuta intryga zostanie odkryta? Czy odniesie skutek?



Wielkim plusem jest charakteryzacja i scenografia. Świetnie oddaje klimat lat 60. Białe domy z werandami, przystrzyżone chodniki - znak rozpoznawczy bogatych białych. Z drugiej strony bure domy czarnoskórych, gdzie kilkanaście osób musi mieścić się w dwóch pokojach. Kolorowe stroje, fikuśne fryzury z salonów fryzjerskich, wykrochmalone mundurki służących (tak na marginesie miały być białe, nie niebieskie). Wszytko to składa się na bardzo piękny obraz prowincji, gdzie buduje się osobne toalety dla czarnych, wykorzystuje się ich do granic możliwości i szydzi z ich małych zarobków.
Mimo pastelowych barw, walki w słusznej sprawie i bliskości osiągnięcia celu, nie ma na końcu oczekiwanych słów: happy end. Zakończenie pokazuje, że pewnych spraw i zachowań nie da się zmienić. Jedyne, co możemy zrobić to ruszyć dalej, bo zawsze jest nadzieja na lepsze jutro (choć to matka głupich).



I tyle z moich jakże chaotycznych przemyśleń.
Wkrótce kilka książkowych i filmowych zapowiedzi, nowe odkrycie muzyczne i przejażdżka autostopem przez Śródziemie.

Komentarze

  1. Rozumiem, że identyfikujesz się ze Skeeter? Film mi się bardzo podobał, więc jak tylko wpadnie mi w ręce książka to ją przeczytam. Jessica Chastain bardzo mnie sobą zainteresowała. Nie jej wina, że okroili jej wątek, ale postać wykreowała świetną.
    U mnie na blogu, nie wiem czy widziałaś, wytypowałam Cię do takiej zabawy "nasze ulubione seriale". Może znajdzie się dla niej miejsce w Twoich planach ;> najbardziej ciekawi mnie to odkrycie muzyczne ;) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może się nie utożsamiam, ale jej postać jest mi bardzo bliska :)
      Jessica Chastain mi bardzo pasuje do roli, ale dla mnie to nie jest gra na miarę Oscara :)
      O serialach raczej nie napiszę, bo nie mam się czym ani komu pochwalić ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty