"Pięćdziesiąt twarzy Greya" E. L. James

Dla J.M.L.
www.empik.com
pana mojego wszechświata ;)

"Popycham drzwi i w tym samym momencie potykam się o własne nogi, po czym wpadam do gabinetu głową naprzód. A niech to szlag – ja i moje dwie lewe nogi! Znajduję się na czworakach w progu gabinetu pana Greya, a usłużne ręce pomagają mi wstać. Mam ochotę zapaść się pod ziemię. Ale ze mnie niezdara. Sporo wysiłku muszę włożyć w podniesienie wzroku. Ożeż ty – jest taki młody". 

Założyłam się, że tę książkę przeczytam. Widziałam na co się piszę, ale nie było odwrotu. Dwa dni i jestem po lekturze. Na temat fabuły napisano już chyba wszystko, więc nie mam zamiaru się powtarzać. Jeśli jednak ktoś koniecznie chce się dowiedzieć czegoś o treści, to zajrzycie do Malwiny (tu). Napisała najlepszą recenzję jaką przeczytałam.

 Ja postanowiłam podejść do tej książki w nieco inny sposób. Wszyscy czytający narzekają na słaby warsztat pisarski Eriki Leonard, więc przyjrzałam się stronie językowej. Zaznaczam jednak, że nie chodzi mi o dokładne analizowanie stylu, każdego zdania czy przecinka. Tutaj uciszam moją filologiczną boginię i skupiam się na tym, co mnie w czasie czytania wyjątkowo wkurzało. Nie jestem bardzo wymagającym czytelnikiem, ale lubię gdy dana książka spełnia kryteria własnej tematyki. W przypadku "Pięćdziesięciu twarzy Greya" autorka skupiła się tylko na historii, zapominając o słowach, które ją budują. Nie znam oryginału, więc mogę ocenić tylko polskie tłumaczenie. Pani Leonard lubuje się w erotycznych romansidłach, książkę nazwała prowokacyjnym romansem, a swój warsztat zwie grafomańską zabawą. Dopóki to wszystko siedziało w internecie, nikt się nie czepiał. A kiedy wybuchła sensacja, sprzedaż rosła i miliony zaczęły wpływać na konto, wydawca konsekwentnie ignorował recenzje czytelników.

Książki tego typu są zwykle pisane prostym literackim językiem, który idealnie pasuje do lekkiej tematyki. W przypadku "Pięćdziesięciu twarzy Greya" jest więcej języka potocznego mówionego. Jest ubogi zasób słownictwa oraz (w polskim przekładzie) mała ilości soczystych wulgaryzmów - bo w wypadku takiej tematyki wypadałoby je stosować. Tłumaczeniem, tłumaczeniem, ale jest jeszcze korekta tekstu, która wszystko zgrabnie połączy. Według metryczki trzy osoby robiły korektę tego tekstu po tłumaczeniu. I trzy osoby nie potrafią korzystać ze słowników. Podczas czytania zaznaczałam sobie to, co mi się nie podobało i wyszło mi dziesięć stron w Wordzie. Nie przytoczę wszystkiego, jedynie kilkanaście przykładów. Błędów stylistycznych nawet nie liczyłam. Nie miało to sensu, skoro w książce jest mnóstwo wtrąceń z języka mówionego.

Błędy różnego rodzaju i zdania beznadziejne
Zacznę od słowa burczeć. Jest ono nagminnie stosowane, a ja powiem szczerze, że jedynie co mi przychodziło na myśl, gdy się pojawiało, to burczenie w brzuchu :)
Ana: Kompletnie nic o nim nie wiem – burczę, bez powodzenia próbując stłumić rosnącą panikę. 
Zaglądam do słownika. Burczeć oznacza: gderać, zrzędzić lub wydawać monotonny, terkotliwy dźwięk. I mimo że znam już sens, to nadal mi nie pasuje do wypowiedzi bohaterów. 
Wanna jest z białego kamienia, głęboka, owalna i bardzo dizajnerska. Dizajnerska. Jestem wielkim wrogiem spolszczania angielskich słówek. Wiem, że język ciągle się zmienia, jednak niektóre nowe słowa kompletnie nie pasują i dziwnie wyglądają w języku polskim. W poradach językowych wyczytałam, że przyjęło się u nas słówko designer, ale nie powinno się go pisać przez "j". Należałoby napisać designerska. Mniej kole w oczy. Podobnie jest słówkiem mejl. Zostało całkowicie spolszczone, jednak ja jestem zdania, że o wiele lepiej wygląda pisane oryginalnie: mail lub e-mail


Kolejny przykład pokazuje poprawność językową pracujących nad książką korektorów.
Ana: Przekrawam bajgla i wrzucam do tostera.
Czy tylko mnie to słówko odstrasza? To wygląda na jakiś dziwny twór językowy i ciężko się wpierw domyślić, że chodzi tu o krojenie czegoś. Zostało to utworzone od słowa: przekrajać
"W odmianie tego dokonanego czasownika dochodzi do wielu błędów wynikających z mylenia przekrajać z jego niedokonanym odpowiednikiem – przekrawać. Budujemy więc fałszywe analogie typu: ja przekrawam - ja przekrajam. Tymczasem przekrajać jako czasownik dokonany w ogóle nie ma form czasu teraźniejszego. Odmienia się w czasie przyszłym w następujący sposób: ja przekraję, ty przekrajesz, itp." - tak to wyjaśnia słownik. Czy nie lepsze więc byłoby zdanie: Kroję bajgla i wrzucam do tostera
Jedno z pierwszych zdań książki: Do diaska z tymi włosami, zupełnie się nie chcą układać. To tłumaczenie angielskiego zwrotu: "Damn my hair”. Do diaska to takie bezpłciowe powiedzenie, może byłoby lepiej to wzmocnić? Np. Do cholery/Do diabła z tymi włosami

[...]Okej, może z sześć lat lub coś koło tego, i okej, odnoszący niesamowite sukcesy, no ale jednak młody – wręczy mi dyplom ukończenia studiów. Okej, prawda? :)

Jego spojrzenie jest nieustępliwe i zdecydowane. Rany Julek. A co, u licha, on tutaj robi, na dodatek w kremowym swetrze z grubej dzianiny, dżinsach i traperkach? Chyba mam otwartą buzię i nie jestem w stanie zlokalizować mózgu ani głosu. - to jedno z fascynujących wyznań Any, która na widok przystojnego mężczyzny, nie wie gdzie ma mózg.

Zachowuję się egzaltowanie jak dziecko, a nie dorosła kobieta, której w stanie Waszyngton wolno głosować i legalnie pić alkohol. - w sumie zachowuje się tak przez większość książki - niekończący się stan podniecenia.

Żołądek podchodzi mi do gardła i zginam się we dwoje. - Jeszcze nie potrafię sobie wyobrazić takiej sytuacji. Gdyby zgięła się w pół, to prędzej.

Czyta gazetę wielkości kortu do tenisa. - Wiecie jak to wygląda? Dacie radę sobie to wyobrazić? ;)

Ignoruję nieprzyjemne ukłucie rozczarowania. Dlaczego pragnę spędzać każdą chwilę z tym kontrolującym wszystko bogiem seksu? Ach tak, zakochałam się w nim, a on umie latać. - kolejna złota myśl Any. To trzecie zdanie ni przypiął, ni przyłatał.

Gdzie się podziały synonimy?
Ubogi zakres słownictwa jest tak rażący, że aż miałam ochotę sama poprawiać całe fragmenty.

Natrząsa się ze mnie. - rzadko się spotykam z takim określeniem. A mamy do wyboru tyle innych: kpić, nabijać się, naigrawać się, naśmiewać się, ośmieszać, stroić żarty, szydzić, wyśmiewać, żartować sobie. Bardzo ciężko się zdecydować, prawda?  

[...]warczę, a jego uśmiech staje się szerszy. - Ana i Christian bardzo dużo warczą w wypowiedziach, jak psy ;) 

Uśmiech ma sardoniczny. - Przyznam szczerze, że nie wiedziałam co oznacza to słowo. Gdzieś mi się obiło o uszy, ale jego znaczenie już nie. Spytałam też kilku znajomych. Wszyscy patrzyli na mnie dziwnie, prosząc o powtórzenie słowa. A tłumacz z uporem maniaka używa go co kilka stron. Sprawdziłam słownik synonimów. Można je zastąpić kilkoma bardziej znanymi przymiotnikami: cięty, ironiczny, kąśliwy, kpiarski, kpiący, prześmiewczy, sarkastyczny, szyderczy, uszczypliwy, zjadliwy. Ale po co ułatwić czytelnikowi zadanie? 

Za to ty wielomówny.  - Nie lepsze byłoby: Za to ty gadatliwy?

Elliot peroruje na temat swojego najnowszego projektu budowlanego. - Jak miło znaleźć wśród potocznych zwrotów słowo z wyższej półki, mało używane w prostym literackim języku. Dla niewtajemniczonych: perorować to nic innego jak wygłaszać perorę :D Czyli przemawiać, rozwodzić się nad czymś. 

Pamiętam, że czułam się skonsternowana swoją reakcją. - Ana w czasie swoich osobistych rozterek czasem wypowie się bardzo oficjalnie do samej siebie. Zwłaszcza wtedy, gdy czuje się zakłopotana.

Ależ on apodyktyczny. - Christian jest ogólnie władczy, zaborczy, jednak dla Any najczęściej apodyktyczny.

Poza tym, jak ktoś policzył, główna bohaterka 30 razy "przygryza dolną wargę", 73 razy "przewraca oczami", także 25 razy "eksploduje" przy Christianie. No a jakżeby inaczej, prawda? - podsumujmy to ulubionym zdaniem Any.

Dziwne twory językowe
Chyba zgromadziłam dość materiału dla Kate, no nie?Wiem, że ten człowiek pojawia się teraz w moich snach, ale tylko dlatego, aby oczyścić mój organizm z tego okropnego przeżycia, no nie? Kilka razy, gdy Ana o czymś wspomina, nagle ni skąd ni zowąd używa zwrotu no nie?, jak by zwracała się do czytelnika. Tylko że książka nie ma takiej formy narracyjnej, a jeżeli już się do kogoś zwraca w myślach, to do swojej podświadomości. Nie wiem czy to jest zamierzone, czy może to wynik braku edycji tekstu? 
Potem jeszcze napotykam kolejne dziwne zdanie: W tym stroju z pewnością nie wygląda na multimilionera, miliardera czy innego „era”. To "era" jest niby logiczne, ale kompletnie niepotrzebne. Musiałabym poszperać, ale wydaje mi się to niepoprawne. Jest jeszcze coś takiego: A więc zasady srady. Ciekawe, kto to w ogóle wymyślił?

Niepasująca potoczność
Dochodzę do wniosku, że nawet korektorzy nie chcą przyjąć do wiadomości, że słowa mówione nie zawsze dobrze wyglądają, gdy się je napisze. Są tylko sprawcami błędów stylistycznych i złego humoru czytającego. Mnie potoczność w książkach razi. Zbyt duża ilość "mówionych słów" zaśmieca tekst i wtedy mało przyjemnie się go czyta.  
Megapotężny. - tego nie pisze się razem. Nigdy
Nie mogę tego skopać
Odpicować swoje domy. 
Stracił okazję cyknięcia fotki. 
Kiedy odpadłaś (w sensie: straciła przytomność), 
Będę musiała to wszystko przetrawić (w sensie: przemyśleć).
Do uszu ryczy mi Snow Patrol. (Snow Patrol nie gra heavy metalu :))

Przekleństwa
Kurde i jeszcze raz kurde. 
Jasny gwint! Rany Julek! Kurka wodna!
O święty Barnabo, czy ja to właśnie powiedziałam na głos?
Dupa blada. Kuźwa. Kuźwa do kwadratu. Jasny gwint do kwadratu.
O cholercia. Cholera do kwadratu. Cholera do sześcianu.
Tak przeklina się w prowokacyjnym romansie. W hipnotycznej, uzależniającej, iskrzącej seksem i erotyką powieści. Aż mi się na usta ciśnienie soczyste słowo na K!

Podświadomość/ wewnętrzna bogini
To, co się dzieje w głowie Any jest idiotyczne, sami przeczytajcie.
- „Ana, weź się w końcu w garść” - błaga moja udręczona podświadomość.
- "I możliwe, że jutro znowu się z nim spotkasz” – szepcze kusząco to mroczne miejsce u podstawy mego mózgu.
- [...]Pyta mnie podświadomość, unosząc brew.
- „Może uważa, że jeszcze się nie obudziłaś” – drwi ze mnie podświadomość, która jest znowu w szyderczym nastroju. Chrząkam, starając się odzyskać kontrolę nad nerwami.
- Moja maleńka wewnętrzna bogini kołysze się w powolnej, zwycięskiej sambie.
- Moja wewnętrzna bogini piorunuje mnie wzrokiem, tupiąc niecierpliwie małą nóżką. Ona gotowa jest już od wielu lat i może pójść z Christianem Greyem na całość, ale ja nadal nie rozumiem, co on we mnie widzi... w nijakiej Anie Steele – to się nie trzyma kupy. (zapewne nie :P)
- Moja podświadomość wystawiła swą somnambuliczną głowę. (dla niewtajemniczonych: to inaczej oniryczny, dotyczy też snu, transu - ale ja i tak nie rozumiem tego zdania :))
- "Szczerze mówiąc, tak” – warczy moja podświadomość. Och, przymknij się! Pytał cię ktoś o zdanie?
- Moja podświadomość się denerwuje i niespokojnie obgryza paznokcie.

Słowa głównie związane z seksem
Kiedy ma dojść do seksualnych uniesień, a zwykle dość często to tego dochodzi (bo gdyby wyciąć wszystkie sceny seksu, to by mało treści zostało), Ana zwykle mówi/krzyczy w myślach: O rety... on jest naprawdę, całkiem... rety! O rety, cóż za widok! Konieczna jest też fryzura w stylu „po seksie” lub przeczesanie palcami fryzury „po seksie”. Ana podczas miłosnych uniesień rozpada się na milion kawałków, a Christian głównie krzyczy: dalej, maleńka, dojdź dla mnie lub poczuj to dla mnie, małaNiezmiernie ważne są też dwa słowa: TEN - wskazuje na całego Greya, a TAM to miejsce między nogami  Any. Christian często mówi: Nie przygryzaj wargi, Anastasio. Wiesz, jak to na mnie działa. I zwykle po tym coś się dzieje.

Inspiracja Zmierzchem
Pani Leonard zwariowała na punkcie historii Belli i Edwarda, ale brakowało jej pikantnych scen między nimi (to nie dziwne, skoro uwielbia czytać kiczowate romanse). Napisała więc coś bardziej odważnego. Ok, rozumiem. Mogła się tym zainspirować. Tylko dlaczego czytając widzę podobieństwa do głównych bohaterów? Dlaczego mają podobne cechy, zachowania, a nawet podobnie mówią? Dlaczego pewne sytuacje i  postacie drugoplanowe są takie same jak w Zmierzchu? To nie jest inspiracja, to skopiowanie historii z zamianą kilku elementów. Po co być oryginalnym, skoro można zarobić na analogii?

To mnie więcej tyle. Wybaczcie za język mojej wypowiedzi, ale czas mnie naglił, a redaktor pojechał na urlop ;) Także możliwe, że coś na bieżąco będę poprawiać.

1.Wszystkie cytaty za: E.L. James „Pięćdziesiąt twarzy Greya”, przeł. Monika Wiśniewska, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2012.
2. W pisaniu tekstu korzystałam z dwóch internetowych słowników: http://www.sjp.pl/ oraz http://sjp.pwn.pl/.
3. Zajrzałam też do wywiadów z autorką, opublikowanych na stronach: http://www.styl.pl - tu. oraz na http://www.gala.pl - tu.

Komentarze

  1. O tak, 'uśmiech sardoniczny' to moje ulubione określenie w tym tworze. Nie przeczytałam tego do końca, bo musiałam robić sobie kilkugodzinne przerwy-taki styl jest zdecydowanie nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, że nie potrafią, po prostu trudno korzystać ze słowników jak się łyknie kilka głębszych na odwagę :p Bo z tą książką jest chyba jak z Pieskiem Leszkiem czy Happy Tree Friends, na trzeźwo się nie ogarnie ^^

    Słówko "dizajn" boli. Co prawda nie należę do tych, co własną piersią bronią czystości języka, ale niektóre słowa wyglądają po prostu źle i już. Zgrzytałam zębami na przykład na widok "Bejbi blues", tak a propos -.-"

    Twoja łapanka językowa jest cudna, pal sześć fabułę, toż w takiej formie żadna historia się nie obroni. A już szczególnie "fanfik" do Zmierzchu, dziękujębardzo ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, że niektóre nowa słowa wyglądają źle :) Mnie zawsze irytuje jak na Filmweb odmieniają angielskie słowa przy zachowaniu angielskiej pisowni. I tak mamy: "producentów Hollywoodu" czy "Uwięzieni w high schoolu".
      Cieszę się, że łapanka się podoba :)

      Usuń
  3. Po pierwsze, dziękuję za komplement ;) nie wiem, czy zasłużony ;)
    Po drugie, odwaliłaś kawał fantastycznej roboty :) Bardzo fajnie, że ktoś spojrzał na tę książkę trochę z innej perspektywy. I oczywiście, muszę Ci przytaknąć we wszystkim co wytknęłaś. Burczenie i warczenie bardzo mnie irytowało, brak przekleństw jeszcze bardziej (ale uwaga - w następnych częściach jest już z tym lepiej - nie ma świętego Barnaby, za to pojawiają się słowa na K). Książka w oryginale z pewnością nie była pisana dobrym językiem, ale dziwię się bardzo, że postanowiono ją przetłumaczyć na tak bardzo potoczny. I niby 3 osoby pracowały przy korekcie? To ja się pytam, za co im płacą?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że komplement zasłużony. 281 wartościowych opinii na Lubimy Czytać, mówi samo za siebie :)

      Dzięki za miłe słowa. Wyłapywanie błędów to była świetna zabawa :) Właśnie zabieram się za drugą część, bo w sumie ciekawi mnie dlaczego Grey jest taki, jaki jest. To jedyny wątek, jaki mnie intryguje.

      Też mnie dziwi, jak można tak zredagowaną książkę wysłać do druku. Jeszcze by zrozumiała gdyby to zrobiła jedna osoba, bo wtedy ciężko wszystko wyłapać, ale trzy? To pozostanie wielką zagadką :D Mój brat stwierdził, że teraz powinnam wysłać do wydawnictwa własną korektę kilku stron. Może to rozważę :)

      Usuń
  4. Nie czytałam, nie sięgnęłabym po takiego gniota. Gratuluję odwagi! Ale się uśmiałam, czytając Twoje uwagi. Rzeczywiście język autorki jest beznadziejny, a chwilami infantylny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny pomysł na recenzję, dobrze, że ktoś w końcu wynotował te błędy i "niefortunności" językowe. ;) Tylko że słowa z przedrostkiem mega- pisze się łącznie (http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=8121), choć zgadzam się, że megapotężny wygląda... cóż - NIE wygląda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Owszem, słowa z przedrostkiem mega- pisze się łącznie, ale tylko wtedy, gdy tworzy się rzeczowniki. A megapotężny to przymiotnik :) Tak też wynika z definicji, do której podałaś link :)

      Usuń
    2. O nieee, ale wstyd, czytać nie umiem. Masz rację.
      Pozdrawiam. :D

      Usuń
  6. Trzy nazwiska korektorów najprawdopodobniej nie oznaczają, że ci ludzie czytali książkę po kolei, ale że każdy z nich pracował nad 1/3. To częsta praktyka, szczególnie w przypadku bestsellerów. Poza tym - do obowiązków korektora nie należy poprawianie wypisanych przez Ciebie błędów. To zadania redaktora językowego, którego w przypadku tej publikacji najprawdopodobniej zabrakło. Poślij uwagi wydawnictwu.

    OdpowiedzUsuń
  7. A jestem w trakcie czytania "Pięćdziesięciu Twarzy Grey'a" i muszę powiedzieć, że czytałam tego posta z szerokim uśmiechem na twarzy. Co jak co, ale przyznaję sto procent racji. Opisy zbliżeń silą się na kontrowersję, a tak naprawdę są śmieszne. Poza tym, "O święty Barnabo" muszę sobie zapisać w zeszycie ze znaczącymi sentencjami. Bardzo wymowne, głębokie. :)
    Nie rozumiem zachwytu nad tą marnej jakości lekturą.
    Zapraszamy do nas, Archibald Sofia

    OdpowiedzUsuń
  8. Dlaczego "megapotężny" nie pisze się razem? Pamiętam, że na szkoleniu językowym dla redaktorów mówili nam, że jak najbardziej tak - superprzyjazny, ekstrasłodki, to chyba i megapotężny może być?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponieważ wyrazy z przedrostkiem "mega" pisze się łącznie tylko wtedy, gdy tworzy się rzeczowniki. A megapotężny to przymiotnik.

      Tak też uważa prof. Mirosław Bańko: "Mega- podobnie jak super- pisane jest łącznie, ale w odróżnieniu od super- tworzy tylko rzeczowniki. Piszemy więc megabajt, ale nie megaszybki, lecz superszybki lub ultraszybki".

      Usuń
    2. A, to ok, ale ogólnie aż tak bym się nie zapierała, że nigdy i w ogóle. Co dziś nigdy, jutro stanie się uzusem, a może z czasem i poprawną opcją ;) W końcu język żywa materia... Zwłaszcza te wszystkie "mega", "super" i "turbo" ewoluują szybko, bo posługuje się nimi namiętnie prasa młodzieżowa.

      Usuń
    3. To pisałam ja, noida vel kaczazupa, tylko niechcący się nie podpisałam.

      Usuń
    4. Oczywiście, że język się zmienia, nie da się tego zatrzymać :) Tylko że o wiele łatwiej zaakceptować zmiany w języku mówionym niż pisanym. To, co fajnie brzmi, nie zawsze dobrze wygląda. W każdej książce, bez względu na tematykę. Takie jest moje zdanie :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty