Powrót Mrocznego Rycerza


Przed seansem nie zagłębiałam się w pisane na masę recenzje, bo nie chciałam psuć sobie przyjemności z oglądania filmu. Po seansie, zadowolona ze spędzonych prawie trzech godzin w kinie, czytam opinie innych. Po piątej czy szóstej recenzji przestałam. Gdyby zebrać je wszystkie razem, wyszłoby że nowy Batman to kompletna klapa.

Najbardziej oczekiwana premiera tego roku prawie wszystkich zawiodła. Christopher Nolan zawiódł na całej linii. Jedyne, co zapamiętałam z recenzji to wyliczanie błędów, narzekania na patos, nielogiczności, złe zakończenie, złych aktorów, brak dobrej muzyki, a przede wszystkim, że mało Batmana w Batmanie. Wniosek jest jeden: jak Nolan mógł do tego dopuścić, że finał trylogii jest gorszy od poprzednich części?
Sam reżyser powiedział, że jest świadomy tego, że nie będzie w stanie drugi raz zrobić tak dobrego filmu jak "Mroczny Rycerz".

Ja będąc w kinie przez ponad dwie godziny oglądałam film, a nie robiłam dokładną analizę błędów. Skupiam się na tym, co widzę na ekranie. Sam film bardzo mi się podobał, właśnie dlatego że jest inny niż poprzednie części. Skupia się na emocjach i pokazuje nam rozterki człowieka, który jest Batmanem. Stąd mniejsza liczba scen walk i skierowanie uwagi na innych bohaterów.

Po upływie ośmiu lat od wydarzeń z "Mrocznego rycerza" w Gotham panuje pokój. Dzięki Ustawie Denta udało się rozbić przestępczość zorganizowaną, a najgorszych złoczyńców osadzono w Blackgate. Mając świadomość, że stabilizacja oparta jest na kłamstwie, Bruce Wayne (Christian Bale) całkowicie wycofał się z życia publicznego. Teraz całe dnie spędza w swojej rezydencji, a Wayne Enterprises zaczyna podupadać. Uwagę Bruce'a wzbudza jednak Selina Kyle (Anne Hathaway), sprytna i bezczelna włamywaczka, działająca według własnego kodeksu. Ciąg wydarzeń z jej udziałem sprawia, że komisarz Jim Gordon (Gary Oldman) wpada na trop tajemniczego spisku i grupy najemników dowodzonych przez Bane'a (Tom Hardy), brutalnego terrorystę mającego powiązania z Ligą Cieni. Chcąc chronić miasto, Bruce decyduje się ponownie założyć kostium Batmana. Zagrożenie okazuje się jednak większe, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać, a Mroczny Rycerz staje przed najtrudniejszym wyzwaniem w swoim życiu...
(opis: filmweb.pl) 




Nolan konsekwentnie dąży w wyznaczonym przez siebie kierunku. Batman, żeby powstać musiał upaść, zmierzyć się z samym sobą. Nie może być ciągle niezwyciężony, w najlepszej formie. To tylko człowiek w masce, który nie jest odporny na ból i nie może stanie ratować każdego z każdej opresji.

Pod względem wizualnym film jest świetnie zrobiony. Nolan jako przeciwnik CGI, dba aby jego filmy były realistyczne. Nie ma więc komputerowo wygenerowanej sekwencji walk, a są za to prawdziwi statyści. Świetna scenografia, zdjęcia i montaż. Jest jednak szkopuł, który rzuca się w oczy: w pewnym momencie Gotham City przypomina współczesny Nowy Jork, a mając w głowie obraz miasta z pierwszego filmu, jest to dość dziwny widok.

Do fabuła  nie mam jakiś wielkich zastrzeżeń. Może dlatego, że nie starałam się wyłapywać symboli, niedomówień, patosu czy czegoś tam jeszcze. Skupiłam się na wydarzeniach, na wątkach, które powoli się rozwijają, by potem zgranie połączyć się w całość. A trzeba przyznać, że dużo się dzieje. Głównym sprawcą zamieszania jest Bane, którego działania wiążą wszystkich bohaterów. Zagadka jest odkrywana powoli i kiedy myślimy, że znamy wynik starcia, pojawia się zaskoczenie.
Samo zakończenie filmu jest lekko przydługie, ale intrygujące. Czy to faktycznie koniec Batmana, czy może reżyser dostawił niedomknięte drzwi, by do kontynuacji jeszcze wrócić?  Nolan i Bale twierdzą, że definitywnie kończą przygodę z człowiekiem-nietoperzem. Jak to mówią: nigdy nie mów nigdy...

Aktorsko jest nieźle, jak zwykle u Nolana. "Stała obsada" z poprzednich filmów (Bale, Freeman, Oldman, Caine) potwierdziła swój dobry warsztat (choć głos Bale'a jako Batmana mocno irytował). Zaskoczyła mnie Anne Hathaway w roli Kobiety-Kot. Miałam wobec niej małe zastrzeżenia, zwłaszcza że mam głowie obraz Michelle Pfeiffer w lateksowym kostiumie. Spisała się jednak nadzwyczaj dobrze, tworząc ciekawą postać, całkiem inną niż Pfeiffer u Burtona. Ciężko mi było jednak rozpoznać Toma Hardy w stroju Bane'a. Jego postać już zawsze będzie porównywana do Jokera z poprzedniej części. Nie wiem dlaczego. Bo nikt inny nie jest w stanie stworzyć równie godnego przeciwnika dla Batmana? Joker i Bane to dwie różne postaci i obydwie świetnie wykreowane. Hardy zagrał tak, że go na długo zapamiętam. Jest jeszcze Joseph Gordon-Levitt. Początkowo myślałam, że to tylko mało znacząca rola. A tu proszę, jego John Blake jest inicjatorem wydarzeń nie odstaje od reszty. Największe rozczarowanie to Marion Cotillard. Może dlatego, że niespecjalnie za nią przepadam, ale jej Miranda Tate jest mdła, bezbarwna. Nie przeszkadzałoby mi to, gdyby nie miała znaczenia dla fabuły, ale kurde jednak ma. I to duże.


Batman - Początek to narodziny superbohatera, Mroczny Rycerz to chaos i przekraczanie granic, a Mroczny Rycerz powstaje to otrząśniecie się z marazmu i próba wygrania z własnymi słabościami zanim nastąpi koniec. Nolan zrobił trzy świetne filmy, które stanowią całość i świetnie się uzupełniają. O tym, który jest lepszy/gorszy decydują krytycy i widzowie, ale reżyser nie kręci filmów pod gust oglądających. Tworzy je według własnego pomysłu, tak aby każdy był na swój sposób niepowtarzalny.
Mnie się podobało i jestem zadowolona. Polecam, bo to naprawdę dobre kino.

Komentarze

  1. "Batman Początek" i "Mroczny rycerz" pozytywnie mnie zaskoczyły i oczekiwania były spore, no i według mnie najnowszy film o Mrocznym rycerzu jest słabszy od poprzednich części. Nadal jest to dobry film, ale oglądając go miałem wrażenie, że mógł to być film jeszcze lepszy, bardziej przemyślany i bardziej porywający. A tak obok świetnych momentów zdarzają się też sceny, które przynudzają, wydają się zbędne, bo niepotrzebnie wydłużają film do 150 minut lub też powodują chaos, który sprawia, że widzowie zaczynają się doszukiwać dziur logicznych i niedociągnięć. Mimo to zaliczam te filmy do najlepszych trylogii w historii kina, bardziej mi się podobała ta trylogia od chociażby "Władcy pierścieni", a to już raczej dobrze świadczy o produkcjach Nolana. Z obsady najnowszej części najbardziej pozytywnie mnie zaskoczył Joseph Gordon - Levitt, Hathaway też dobra, chociaż minimalnie jednak wolę Michelle Pfeiffer w roli Catwoman. Marion Cotillard mnie nie irytuje, już kiedy 10 lat temu zobaczyłem ją we francuskiej komedii "Taxi" polubiłem tę aktorkę i chętnie oglądam filmy z jej udziałem. U Nolana wypadła według mnie całkiem nieźle. Podsumowując, jest to dobre efektowne i refleksyjne kino, ale raczej nie jest to film, do którego będę wracał.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się jeśli chodzi o to porównywanie Jokera do Bane'a- kompletnie różne postaci z innymi motywacjami a i tak znajdą się ludzie którzy będą twierdzić, że nowy przeciwnik Gacka jest słaby (bez konkretnych argumentów). Joker tworzył chaos, a Bane wchodził w psychikę więc nie da się tego w ogóle zestawiać. Miałam bardzo podobne odczucie jeśli chodzi o Marion Cotillard- była najsłabszym punktem obsady.Jedyne co mi się nie podobało to ten dialog gdy Bane się pyta czy Batman przeszedł umrzeć ze swoim miastem, a ten na to, że przybył go pokonać;3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty