Zanim się pojawiłeś (2016)
źródło |
Niestety, nie przyłączę się do ogólnej euforii wychwalającej ten film. Oglądając zwiastun miałam pozytywne odczucia. Ale stwierdziłam, że najpierw przeczytam książkę...
Już kiedyś pisałam, że w moim przypadku, zbyt świeży książkowy obraz bardzo źle wpływa na odbiór filmu. Mając wszystkie szczegóły w głowie, jestem bardziej krytyczna, niż gdybym ogląda film rok po przeczytaniu książki. Czepiam się i gadam, że można to było zrobić lepiej. (Wyobraźcie sobie ile się nagadałam oglądając Zmierzch :P)
W przypadku Me Before You, najbardziej zirytował mnie scenariusz. Jest uproszczony do najważniejszych wątków z książki, co bardzo spłyca cały przekaz. Ok, to jeszcze da się przeżyć. Ale ciężko docenić filmową historię, gdy ma dziury fabularne. Scenarzystka skacze z jednej sceny w drugą. Dla osoby, która przeczytała książkę nie trudno będzie połapać się co chodzi, ale jak ktoś nie zna tej historii, to może go to zdziwić. Dla przykładu: najbardziej rzuca się w oczy sytuacja, gdy Lou chce zabrać Willa w podróż. Widzimy tylko, że przegląda strony w internecie, ale nie konsultuje tego z nikim, nic nie załatwia. Potem Will trafia do szpitala, a ona wszystko odwołuje. To ona to jednak zrobiła? Kiedy? Potem, gdy Will wychodzi ze szpitala, nagle lecą prywatnym samolotem na wakacje. Gdzie? W jaki sposób to się stało? Nie wiadomo.
Co ciekawe scenariusz napisała sama Jojo Moyes - w takim wypadku historia powinna być zgrabnie przedstawiona. W końcu pisarze bardzo dobrze znają wymyślone przez siebie historie i generalnie mają smykałkę do przedstawienia tych historii na dużym ekranie. Niestety Jojo Moyes nie posiada tej smykałki.
źródło |
Czas filmowy jest ograniczony, ale cięcia jakie zrobiono, tylko zaszkodziły tej historii. Zrobiły z niej babskie romansidło, którym nie jest.
Nie podobało mi się też unowocześnienie Lou. Lou książkowa nie wiedziała wiele o kulturze, komputerach i książkach. Była ciekawsza. I miała mroczną tajemnicę. I gdzie był ten Patrick, na którego można się było wkurzyć?
Oczywiście znalałam też kilka plusów. Główni aktorzy byli dobrze dobrani. Emilia i Sam świetnie zagrali i czuć było między nimi chemię. Podobały mi się dialogi żywcem wyjęte z książki (scena z metką na koncercie ;)) Podobała mi się ścieżka dźwiękowa - mam już nawet kilka utworów na swojej playliście. Było kilka naprawdę dobrze zagranych scen. I tylko tyle.
Gdybym nie czytała książki, film pewnie by mi się spodobał.
Ocena: 5/10
Komentarze
Prześlij komentarz